Na Osiedle Przyjaźń trafiliśmy przypadkiem, przejeżdżając kiedyś obok samochodem. Zaciekawiły nas kolorowe, drewniane domki, jakby przeniesione z innej epoki i nieprzystające do okolicznej betonowej zabudowy. Postanowiliśmy sprawdzić, co to za zagadka na mapie Warszawy. Pierwszy raz wybraliśmy się na spacer po osiedlu zimą i od razu przekonaliśmy się, że jest to miejsce absolutnie wyjątkowe i magiczne.
Trochę historii
Osiedle Przyjaźń powstało w 1952 roku dla budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. Większe domki dla robotników, nazywane dziś przez mieszkańców blokami, urządzono w przetransportowanych spod Olsztynka barakach, które wcześniej stanowiły część niemieckiego obozu jenieckiego dla polskich oficerów i podoficerów. Mniejsze, jednorodzinne budynki dla inżynierów, sprowadzono z Finlandii. Miasteczko było doskonale zorganizowane i właściwie samowystarczalne. Na ogrodzonym drutem kolczastym terenie znajdowały się m. in. dom towarowy, poczta, straż pożarna, przedszkole, szkoła, biblioteka, kinoteatr. W 1955 roku, gdy Pałac Kultury ukończono i radzieccy robotnicy wrócili do siebie, osiedle zostało przejęte przez Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego i w domkach zakwaterowano głównie studentów i pracowników naukowych. Pomimo bardzo skromnych warunków lokalowych akademiki cieszyły się ogromną popularnością ze względu na fakt, że nad kampusem nikt nie sprawował szczególnej kontroli, panował w nim na tyle swobodny klimat, że w latach 60., z uwagi na nieobyczajne zachowania, wyrzucono z niego kobiety (wróciły w latach 70.). Obecnie właścicielem Osiedla Przyjaźń jest skarb państwa, a od 2011 roku dzierżawi je Akademia Pedagogiki Specjalnej.
Osiedle przyjaźń dziś
Poza niewątpliwym urokiem drewnianej zabudowy Osiedle Przyjaźń zaskakuje przede wszystkim ogromem kontrastów. Część domów jest odnowiona, ze staranie wypielęgnowanymi ogródkami i werandami, a część wygląda na zupełną ruinę.
Akademiki, pomimo, że mają już centralne ogrzewanie (we wcześniejszych latach studenci potwornie marzli) i internet, pozostawiają wiele do życzenia. Brak dbałości o budynki wynika zapewne z faktu, że od lat nie ma żadnego planu zagospodarowania terenu zarządzanego przez miasto. Mieszkańcy nie mogą domków wykupić, są to dawne mieszkania kwaterunkowe, nikt w osiedle nie inwestuje. Taki stan rzeczy powoduje, że osiedle sprawia wrażenie miejsca, w którym czas się zatrzymał.
Polecam wybrać się na spacer lub na rowerach i przekonać się o niewątpliwie unikatowym charakterze tego miejsca, które idealnie sprawdzi się jako plener do zdjęć rodzinnych:) Na osiedlu od 9 lat istnieje też Klub Mam na Bemowie, w którym, oprócz ciekawych warsztatów i spotkań, działa też otwarta świetlica.
Nieopodal jest jeszcze mająca swoje czasy świetności dawno za sobą sala zabaw Kolorado, jednak z uwagi na moją szczerą niechęć do wszelkiego typu kulkolandii, pominę ją milczeniem:)))