Białowieża i okolice

Podlasie było dla nas regionem zupełnie nieodkrytym, do którego wybieraliśmy się już od dłuższego czasu. Byliśmy co prawda parę lat temu na weekend w Białymstoku i chociaż miasto bardzo nam się spodobało, wiedzieliśmy, że prawdziwe perełki czekają na nas gdzie indziej, z dala od stolicy województwa. Naszym podstawowym celem była wycieczka rowerowa po Puszczy Białowieskiej oraz Kraina Otwartych Okiennic. Dla chłopaków oczywiście najważniejsze było spotkanie żubrów:) Podczas weekendowego pobytu udało nam się zobaczyć mnóstwo niesamowitych miejsc i nabrać apetytu na więcej.

Rowerem przez puszczę

Tak jak wspominałam, okolice Białowieży chcieliśmy zobaczyć z perspektywy rowerowej. Ponieważ póki co nie mamy bagażnika na rowery, zdecydowaliśmy się na wypożyczenie jednośladów na miejscu. Polecam bardzo wypożyczalnio-kawiarnię Bike Cafe Białowieża znajdującą się niedaleko wejścia do Parku Pałacowego. Jeszcze będąc w Warszawie upewniłam się, że można pożyczyć zarówno rowery dziecięce jak i fotelik dla malucha. Przemiły właściciel Bike Cafe zasugerował nam trasę rowerową adekwatną do naszych możliwości:) W sumie mieliśmy do przejechania około 20 km, częściowo po puszczy, a z powrotem drogą lokalną, będącą częścią Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo. Początkowa część trasy wiedzie przez las i tereny podmokłe. Tomek, który kilka razy utknął w błocie dość głośno wyrażał swoje niezadowolenie (mówiąc eufemistycznie) i nie miał zamiaru jechać dalej. Każdy postój wiązał się jednak z dziesiątkami nowych ugryzień komarów, dlatego nasz dzielny prawie sześciolatek zagryzał zęby i jechał dalej złorzecząc na prawo i lewo:) Ostatecznie był jednak zachwycony przygodą i stwierdził, że była to najlepsza wycieczka rowerowa w jego życiu.

Pierwszym przystankiem na naszej trasie był Rezerwat Pokazowy Żubrów, położony 3 km od Białowieży. Ponieważ zwierzęta w rezerwacie żyją w warunkach półnaturalnych, nie zawsze są widoczne:) Poza rzeczonymi żubrami udało nam się zobaczyć jedynie sarny i śpiącego dzika. Warto, jeżeli chcecie przyjrzeć się królowi puszczy z bliska.

Kolejny odcinek malowniczej trasy staraliśmy się pokonać w tempie raczej przyspieszonym, z uwagi na ogromną ilość komarów, atakujących nas przy każdym postoju na zdjęcia.

Planowaliśmy zrobić dłuższą przerwę w skansenie Sioło Budy, w którym wszyscy polecają regionalne jedzenie w Karczmie Osocznika. Budy to niewielka osiemnastowieczna wieś, spalona w 1941 roku i odbudowana po wojnie. Niestety okazało się, że w karczmie można płacić tylko gotówką, a my nie mieliśmy przy sobie ani grosza. Polecam jednak sam skansen, w  odrestaurowanych drewnianych domach można też zarezerwować noclegi.

Zachęceni przypadkowym poleceniem udaliśmy się do Zajazdu Myśliwskiego U Kolarza, kilometr dalej. Byliśmy już naprawdę głodni i dość zmęczeni upałem, za możliwość płatności kartą wiele byśmy oddali:) Po raz kolejny okazało się, że terminale płatnicze nie bardzo pasują do krajobrazu Podlasia i płacić można tylko gotówką. Właścicielka zaproponowała, że zjemy teraz, a zapłacimy później, jak już oddamy rowery w Białowieży i wracając znajdziemy bankomat. Jak możecie się domyślić, rachunek za pięcioosobową rodzinę to nie było 20 zł. I to mnie totalnie urzekło. A potem wjechały nasze kartacze, pierogi i babka ziemniaczana i było po prostu przepysznie! Polecam bardzo to miejsce ze względu na świetne, domowe jedzenie i podejście do klienta:)

Do Białowieży wracaliśmy przez malownicze wioski i lasy drogą publiczną. Początkowo miałam pewne obawy, ale okazało się, że ruch jest naprawdę niewielki, a kierowcy bardzo uważają na rowerzystów.

Park Pałacowy

W samej Białowieży warto wybrać się na spacer (można także na rowerach) do Parku Pałacowego, będącego niegdyś częścią rezydencji myśliwskiej carów Rosji. Pałac spłonął w 1944 roku i nie został nigdy odbudowany. W Parku znajduje się natomiast najstarszy budynek w Białowieży, pochodzący z 1845 roku tzw. Dworek Gubernatora.

Białowieża Pałac

Zbudowana w 1897 roku stacja kolejowa służyła carowi Aleksandrowi III gdy przyjeżdżał do Białowieży na polowania. Całą stację dekorowano kwiatami, a carską rodzinie tłumnie witała jego świta. Drewniany budynek uległ w całości zniszczeniu podczas II Wojny Światowej, a kolejny wybudowany w latach 70., także popadł w ruinę. Obecnie na odtworzonym w 2015 roku peronie dworca mieści się przepiękna kawiarnia. Tuż obok znajduje się naprawdę fajny edukacyjny Park Wiedzy i Zabawy. Podczas gdy rodzice popijają kawkę, dzieciaki mogą szaleć wśród gigantycznych owadów i wspinać się po przeróżnych konstrukcjach nawiązujących do lokalnej przyrody.

Cerkiew św. Mikołaja

Fundatorem ukończonej w 1897 roku cerkwi był wspomniany wyżej car Aleksander III. Już pierwszego  dnia II Wojny Światowej budynek uległ znacznym zniszczeniom. Jego odbudowę rozpoczęto w 1943 roku i w kolejnych latach odrestaurowywano dalsze fragmenty świątyni. Najcenniejszym elementem wyposażenia jest oryginalny porcelanowy ikonostas sprowadzony z Petersburga. Niestety nie mieliśmy okazji go zobaczyć, do Białowieży dodarliśmy z wycieczki rowerowej dość późno i cerkiew była już zamknięta.

Białowieża Towarowa i Restauracja Carska

W zabytkowym kompleksie budynków będących niegdyś dworcem kolejowym Białowieża Towarowa mieści się dziś elegancka Restauracja Carska oraz apartamenty na wynajem. W restauracji polecam  zarezerwować stolik wcześniej, w piątkowy wieczór było naprawdę sporo ludzi. Nawet jeśli nie macie ochoty na rosyjską kuchnię, warto zobaczyć sam teren stacji. Poza drewnianym budynkiem głównym, w którym zachowany jest klimat carski i oryginalne meble, niewątpliwą atrakcją dla dzieci jest ekspozycja zabytkowych wagonów i parowozu. Tuż obok znajduje się punkt startowy Puszczańskiej Kolei Drezynowej. Do wyboru są cztery trasy o różnej długości (wycieczki trwają od 35 minut do 3 godzin).

Kraina Otwartych Okiennic

Na położoną w dolinie Narwi Krainę Otwartych Okiennic składają się trzy wsie – Trześcianka, Soce oraz Puchły. Warto też zahaczyć o pobliskie Czołuszki i Pawły, w których, pomimo, że oficjalnie nie należą do Szlaku Otwartych Okiennic, spotkamy taką samą architekturę. Cechą wspólną wszystkich wiosek są charakterystyczne kolorowe, drewniane domki z bogato zdobionymi okiennicami, które zawsze pozostają otwarte. Ta niespotykana nigdzie indziej w Polsce ornamentyka, często nawiązująca do motywów roślinnych i zwierzęcych, wywodzi się z rosyjskiego budownictwa ludowego. Mieszkańcy wiosek to  Rusini podlascy, posługujący się na co dzień ukraińską gwarą podlaską.

Przejeżdżając samochodem przez te kilka miejscowości  (no może poza Trześcianką, w której widzieliśmy kilka starszych osób w oknach) trudno oprzeć się wrażeniu, że znajdujemy się w skansenie. Większość domków jest przepięknie wyremontowana, ogródki są zadbane, brakuje tylko ludzi. Może gdybyśmy mieli rowery i zwiedzali Krainę Otwartych Okiennic nieco dłużej, bardziej poczulibyśmy klimat tego niewątpliwie wyjątkowego miejsca. Nasze dzieci były na tyle znudzone ciągłym przystawaniem przed kolejnym kolorowym domkiem, że całą trójka dość szybko zasnęła:)

Poza drewnianymi domkami, w Trześciance i Puchłach uwagę przykuwają przepiękne cerkwie, których mnóstwo w tej części Podlasia. Podobne można znaleźć także w Narwi oraz w Michałowie.

Skit w Ordynkach

Skit to w religii prawosławnej pustelnia dla mnichów, którzy pragną prowadzić życie surowsze niż w monastyrze. Historia Skitu Świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich w Ordynkach jest nierozerwalnie związana z postacią jego inicjatora, archimandryty Gabriela. Ojciec Gabriel, przełożony monastyru w Supraślu, został wyznaczony w 2008 roku na biskupa gorlickiego. Ponieważ był emocjonalnie związany z Podlasiem, odmówił i został zdegradowany. W 2009 roku rozpoczął pustelnicze życie w Ordynkach, oddając się ziołolecznictwu i udzielając porad coraz większej liczbie gości. Przez lata skit rozrastał się, wybudowano drewnianą cerkiew, dom dla mnichów i pomieszczenia gospodarcze. Po śmierci założyciela skitu w 2018 roku, podobno stracił on nieco swój pierwotny klimat. Dla nas jednak wizyta w Ordynkach była fascynującym doświadczeniem. Jak tylko przekroczyliśmy bramę pustelni podszedł do nas mnich (jeden z dwóch mieszkających w tej chwili w skicie) i zaproponował, że nas oprowadzi. Przez prawie godzinę opowiadał nam o historii skitu, o różnicach w obrządku prawosławnym i katolickim, o pisaniu ikon i specyfice Podlasia łączącego tradycje różnych odłamów chrześcijaństwa. Klimat miejsca i sposób prowadzenia opowieści sprawił, że nawet nasze małe dzieci słuchały z dużym zainteresowaniem:)

Jałówka

Ta niewielka wieś położona zaledwie kilkaset metrów od granicy z Białorusią przyciąga podobno sporo nowożeńców, którzy w ruinach dawnego Kościoła św. Antoniego robią sobie sesje ślubne. Neogotycki kościół powstały w latach 1910-1915 został zniszczony przez Niemców w 1944 roku i z uwagi na drugą istniejącą w Jałówce katolicką świątynię nigdy nie podjęto decyzji o jego odbudowie. W 2000 roku zbudowano przed kościołem ołtarz polowy, przy którym raz w roku, w dzień św. Antoniego, odprawiana jest msza święta. Jak będziecie w okolicy polecam zboczyć z trasy i zahaczyć o Jałówkę. Strzeliste mury kościoła, z których wyrastają brzozy robią naprawdę niesamowite wrażenie.

Gdzie zjeść?

Podlasie to region z pogranicza kultur i religii. Dlatego w  lokalnej kuchni znajdziecie potrawy wywodzące się z tradycji polskiej, ukraińskiej, rosyjskiej, białoruskiej, tatarskiej i żydowskiej. Wspólnym mianownikiem są ziemniaki, w przeróżnym wydaniu (kartacze, babka i kiszka ziemniaczana) oraz dania mączne (bliny, pierogi pieczone po podlasku). Poza wspomnianym wcześniej Zajazdem Myśliwskim u Kolarza, jedliśmy jeszcze w jednej restauracji, która zasługuje na osobny akapit.

Bojarski Gościniec

Największym atutem Bojarskiego Gościńca (poza kuchnią oczywiście) jest malownicze położenie restauracji. Z tarasu rozpościera się przepiękny widok na dolinę Narewki i pola po drugiej stronie rzeki. Podczas oczekiwania na zamówienie dzieci mogą szaleć na trawie i biegać po ogromnym terenie gościńca (opcja idealna, zwłaszcza dla  mniej cierpliwych małych głodomorów). Restauracja serwuje dania kuchni regionalnej i kresowej. Łukasz zdecydował się na soliankę i dziczyznę, dzieci wybrały pierogi do podziału (ruskie, z gęsi i z owocami), a ja jadłam sandacza  z kluseczkami. Wszystko przepyszne, obsługa miła, foteliki dla maluchów dostępne. Polecam bardzo:)

Gdzie spać?

Przeglądając oferty na airbnb i bookingu zorientujecie się, że Podlasie nie ma tak rozbudowanej bazy noclegowej jak inne, bardziej turystyczne regiony Polski. Nam zależało przede wszystkim na samodzielnym domku z ogrodzonym terenem wokół. Wybraliśmy niewielki, drewniany domek Leśna 21, w miejscowości Nowa Łuka, w pobliżu Zalewu Siemianówka. To świetna baza wypadowa zarówno do Białowieży, jak i w stronę Krainy Otwartych Okiennic. Z Warszawy do Nowej Łuki  jechaliśmy 2,5 godziny. Sam domek okazał się całkiem przytulny, z dużym tarasem, trampoliną, huśtawką i przepięknym widokiem na pola. Naszym dzieciom najbardziej podobało się oczywiście ognisko i skakanie po kałużach o zachodzie słońca:)

Nad Zalew Siemianówka (trzeci pod względem wielkości sztuczny zbiornik wodny w Polsce) wybraliśmy się w niedzielę koło południa i dość szybko uciekliśmy:) Do wyboru są dwie publiczne plaże: Plaża w Starym Dworze i Plaża w Bondarach. Zniechęceni ogłuszającą muzyką i tłumem ludzi na tej pierwszej, ruszyliśmy w stronę Bondar. Było minimalnie lepiej:) Muszę przyznać, że pod względem infrastruktury obie plaże są bardzo dobrze wyposażone – są drewniane pomosty, wypożyczalnie sprzętu wodnego, boiska, place zabaw, czyste toalety. To chyba po prostu nie do końca jest nasz klimat. Podejrzewam, że w tygodniu może być znacznie mniej ludzi, w weekend jednak nie polecam:)

Trzy dni to stanowczo za mało na Podlasie, dlatego tym razem skupiliśmy się jedynie na niewielkiej jego części. Następnym razem planujemy wybrać się bardziej na północ, w okolice Sokółki i wyruszyć Podlaskim Szlakiem Tatarskim, do miejscowości związanych z kulturą tatarską i religią muzułmańską. Może uda się jeszcze w tym roku:)

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *