Słowiński Park Narodowy

Przyznam szczerze, że o istnieniu Słowińskiego Parku Narodowego dowiedziałam się jakiś miesiąc temu od mojej przyjaciółki, która wybierała się do Łeby w podróż sentymentalną do czasów dzieciństwa. Jak tylko zaczęłam przeglądać zdjęcia ruchomych wydm w internecie wiedziałam, że to miejsce dla nas. Zależało mi bardzo, żeby zdążyć jeszcze przed wakacjami i tłumami. Polecam wybrać się też w tygodniu, w weekendy na szlakach podobno może być dość ciasno. My na wydmach byliśmy w czwartek i piątek i było totalnie pusto. Być może niektórych odstraszyły warunki atmosferyczne, ale o tym za chwilę:) Największą atrakcją Słowińskiego Parku Narodowego są oczywiście ruchome wydmy. Bardziej znana, Wydma Łącka, położona jest tuż koło Łeby, miedzy morzem, a trzecim co do wielkości jeziorem w Polsce – Łebskiem. Co roku piasek przesuwa się pod wpływem wiatru o kilka metrów na wschód, zasypując las i jezioro. Druga z wydm udostępnionych dla turystów, Wydma Czołpińska, usytuowana jest niecałe 60 km od Łeby (samochodem, natomiast licząc po linii brzegowej 20 km), po drugiej stronie Jeziora Łebsko. Podejrzewam, że właśnie ze względu na swoje położenie przyciąga mniej turystów. Nas zachwyciła chyba bardziej niż Wydma Łącka, być może dlatego, że odwiedziliśmy ją jako pierwszą. A może też dlatego, że jest bardziej dzika, nie można dojechać do niej meleksem ani dopłynąć stateczkiem.

Wydma Czołpińska

Początek trasy na Wydmę Czołpińską znajduje się na Parkingu Leśnym Czołpino, tam też możecie kupić bilety wstępu do Parku (dorośli 6zł, dzieci 3 zł, dzieci do lat 7 za darmo, z Kartą Dużej Rodziny też wstęp darmowy). Cała trasa liczy około 7 km i tworzy pętlę. My przeszliśmy ją w nieco ponad 3 h, z dłuższym postojem na plaży. Pierwszy odcinek, wiodący przez niesamowity nadmorski las, można również pokonać rowerem. Dla młodszych dzieci weźcie koniecznie nosidło lub chustę. Pamiętajcie też o wodzie i przekąskach, po drodze nie ma absolutnie żadnej infrastruktury gastronomicznej.

Trasa przez las, podobnie jak przez wydmy, prowadzi jedynie wytyczoną ścieżką, z której nie należy zbaczać. Po przejściu lasu, naszym oczom ukazała się pierwsza wydma, z której rozpościerał się widok na kolejne piaskowe pagórki. Dla dzieciaków wydmy okazały się atrakcją samą w sobie, chłopcy tarzali się w piasku, zjeżdżali po bardziej stromych fragmentach i wbiegali pędem na każdą kolejną górkę. W miarę zbliżania się do linii brzegowej, coraz głośniejszy był szum morza i coraz silniejsze powiewy wiatru. Gdy dotarliśmy do plaży oniemieliśmy z wrażenia. Poza nami nie było nikogo. Jak okiem sięgnąć, w prawo i lewo, plaża była zupełnie pusta. Coś niesamowitego!

Po dłuższej przerwie, jak już zaczęło robić się chłodniej i przede wszystkim bardzo mgliście, ruszyliśmy wzdłuż plaży (2 km) w kierunku Latarni Morskiej Czołpino. Sama latarnia położona jest wysoko w lesie i można się na nią wspiąć. Niestety z góry widok nie jest specjalnie atrakcyjny, korony drzew  zasłaniają morze i właściwie niewiele widać.

Z latarni droga do parkingu wiedzie znów przez las, tym razem w dół (około 15 min). Po drodze mija się zabytkową Osadę Latarników z końca XIX wieku. W odrestaurowanym kompleksie mieści się obecnie Muzeum Słowińskiego Parku Narodowego. Niestety w związku z sytuacją epidemiczną na razie zamknięte dla zwiedzających.

Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach

Kluki warto odwiedzić przy okazji wycieczki na Wydmę Czołpińską (niecałe 10 km od Czołpina). Do skansenu dotarliśmy tuż po godzinie 15, czyli po zakończeniu sprzedaży biletów. Bardzo uprzejma pani w kasie pozwoliła nam przejść się po terenie muzeum, otwartego dla zwiedzających do 16. Charakterystyczne szachulcowe budynki powstały  w większości w XIX wieku. Słowińcy, będący odłamem ludności kaszubskiej, zamieszkiwali tereny wokół jezior Gardno i Łebsko do czasów po II wojnie światowej. Ostatni przedstawiciele tej grupy etnograficznej, którzy nie zostali wcześniej przesiedleni, wyemigrowali do Niemiec w latach 70. poprzedniego wieku.

Wydma Łącka

Początkiem trasy na najpopularniejszą lokalną atrakcję, czyli Wydmę Łącką, jest niewielka wieś Rąbka, położona 3,5 km od Łeby. Z centrum miasta można do niej dojechać samochodem, meleksem lub rowerem (albo oczywiście przejść pieszo). My zdecydowaliśmy się na pożyczenie rowerów w Łebie. Wypożyczalni jest kilka, większość ma w ofercie rowery dziecięce, foteliki i przyczepki. Na szczęście wzięliśmy ze sobą kaski dla dzieci, bo te oferowane przez wypożyczalnię do niczego się nie nadawały. Chcąc korzystać jedynie ze ścieżek rowerowych musieliśmy nadrobić parę kilometrów i objechać całe miasto. Po dotarciu do Rąbki znów mamy kilka opcji. Możemy stąd dojść do stóp Wydmy Łąckiej pieszo, spacerem po lesie; skorzystać z meleksa; popłynąć statkiem (nie pod samą wydmę, do przejścia pozostaje jeszcze 1800 m) lub dalej rowerem. Ponieważ Agatka zaczęła zasypiać w foteliku rowerowym postanowiliśmy się rozdzielić i rozbudzić naszego małego śpiocha. Łukasz z Tomkiem i Agatką wsiedli na statek, a ja ze Stasiem ruszyłam dalej rowerami. Mieliśmy się spotkać przy Wyrzutni Rakiet, miejscu, do którego dopływa stateczek. Rejs trwa około pół godziny, czyli znacznie dłużej niż opcja rowerowa (do przejechania jest 3,2 km).

W momencie kiedy dojechaliśmy ze Stasiem do Wyrzutni Rakiet zadzwonił Łukasz, że po 10 minutach rejsu muszą zawrócić, z powodu mgły i fatalnej widoczności. Wobec braku jakiejkolwiek innej opcji (fotelik Agatki był przypięty do mojego roweru), ruszyliśmy ze Stasiem z powrotem do Rąbki. W międzyczasie zaczęło coraz bardziej padać i jak już dojechaliśmy na miejsce, postanowiliśmy zjeść obiad w Karczmie Słowińska Wydma. Traficie na pewno, bo to jedyna restauracja w Rąbce:) Jedzenie było przepyszne! Szczególnie danie firmowe – talarki z ziemniaków z łososiem, czerwona cebulką i pieczarkami, zapiekane z serem:)

Pomimo mżawki zdecydowaliśmy się na drugie podejście do Wydmy Łąckiej, tym razem wszyscy na rowerach. Przy Muzeum Wyrzutni Rakiet zrobiliśmy postój na zwiedzanie. To prywatne muzeum mieści się na terenie dawnego poligonu rakietowego z 1940 roku. Przyznam szczerze, że dla mnie oglądanie rakiet, karabinów i innych militariów nie było jakoś szczególnie ekscytujące, natomiast chłopcy (i Łukasz) nie chcieli wychodzić:)

Po pokonaniu ostatniego odcinka rowerowego znaleźliśmy się przy wejściu na Wydmę Łącką. Na początku naszej wspinaczki mgła była na tyle duża, że widoczność ograniczała się do kilkunastu metrów i nie do końca wiedzieliśmy co nas czeka. Jak tylko zaczęło się przejaśniać ujrzeliśmy sięgającą po horyzont piaskową pustynię. Z samego szczytu wydmy (dziś to wysokość około 30 metrów) rozciąga się niesamowity widok na ogromne jezioro Łebsko, a przy dobrej widoczności podobno także na Bałtyk.

Z uwagi na dość późną porę i niepewną pogodę poza nami było naprawdę niewielu turystów. Mogliśmy dzięki temu zrobić milion zdjęć praktycznie bez innych osób w kadrze.

Z Wydmy Łąckiej zeszliśmy na prawie pustą plażę. Niestety mgła stawała się coraz bardziej gęsta i niewiele było widać:)

W drodze powrotnej do wypożyczalni rowerów nie robiliśmy praktycznie przystanków. Komary zaczęły nam dawać mocno w kość i staraliśmy się jak najszybciej wyjechać z lasu. Jeżeli jesteście fanami rowerów to wyprawa jednośladami na Wydmę Łęcką z pewnością będzie dla Was opcją optymalną.

Latarnia Morska Stilo

Następnego dnia wybraliśmy się do położonej 10 kilometrów od Łeby Latarni Stilo. Do samej latarni można dostać się jedynie pieszo idąc około kilometr przez przepiękny las, będący oczywiście również częścią Słowińskiego Parku Narodowego. U podnóża latarni działa niewielki prowizoryczny sklepik, prowadzony przez emerytowanego żołnierza marynarki wojennej, który obecnie sprawuje pieczę nad latarnią.  Jak się okazało w trakcie dłuższej rozmowy jest on synem wieloletniego latarnika – Romualda Łozickiego, którego popiersie widnieje na Latarni Stilo. W związku z pandemią zwiedzanie latarni nie było możliwe, o czym wiedzieliśmy wcześniej. Niemniej jednak polecam bardzo spacer po lesie, a następnie zejście na przepiękną dziką plażę, oczywiście pustą:)

Restauracja Ewa Zaprasza

Wspominana wcześniej przyjaciółka poleciła mi również restaurację Ewa, w położonym nieopodal Latarni Stilo Sasinie. Przyznam, że brzmiąca dość zwyczajnie nazwa zupełnie mnie zmyliła i nie miałam jakichś specjalnych oczekiwań. Jednak z chwilą przekroczenia progu, a raczej bramy Restauracji Ewa Zaprasza zrozumiałam, że jest to miejsce wyjątkowe. Ta rodzinna restauracja funkcjonuje nieprzerwanie od 1987 roku. Początkowo była typowym barem z pizzą i kiełbaskami, z biegiem lat zmieniła się w jedną z najbardziej topowych kulinarnych miejscówek nad Bałtykiem. U Ewy zjecie tradycyjne potrawy polskiej kuchni w nieco bardziej wyszukanym wydaniu. Wszystko jest obłędne! Restauracja składa się ze starszej części mieszczącej się w dawnym domu rodzinnym i funkcjonującego od dwóch lat Ogrodu Zimowego. Zarówno wnętrza jak i ogromny teren wokół zachwycają. Pomyślano też o dzieciach (plac zabaw, krzesełka dla dzieci, przewijak, menu dziecięce). Polecam zarezerwować wcześniej stolik, nam się udało i bez rezerwacji czekaliśmy około 20 minut, w czasie których dzieciaki szalały w ogrodzie. Miła obsługa sama pilnuje kolejki. Miejsce absolutnie warte odwiedzenia!

Łeba

Jak już pisałam wcześniej najbliższą bazą wypadowa do Słowińskiego Parku Narodowego jest Łeba. To typowy wakacyjny kurort, z milionem atrakcji dla dzieci w postaci dmuchańców, straganów z chińszczyzną, budek z lodami i goframi, fliperów i innych tego typu sezonowych elementów nadbałtyckiego krajobrazu. Pomimo, że byliśmy jeszcze w czerwcu i nie wszystko było otwarte jeden spacer po Łebie w zupełności nam wystarczył:)

Nie chcąc wyjść na totalną marudę przyznaję, że Łeba ma przepiękne szerokie plaże i wystarczy udać się nieco dalej od plaży głównej, żeby było dużo puściej i spokojniej.

Jeżeli chodzi o knajpy to jedliśmy w Łebie smaczne ryby w Chacie Rybackiej Łeba (serio) i pyszny deser w Cafe N˚5 Palarnia Kawy obok.

Z czystym sumieniem mogę Wam też polecić piekarnio-kawiarnię Manufaktura Piekarnia Płotka Łeba w samym centrum. Zarówno pieczywo jak i ciasta są przepyszne, wypiekane według tradycyjnych receptur, bez żadnych sztucznych dodatków.

Siedlisko na wydmach

Zdecydowaliśmy się na nocleg w położonym tuż koło Łeby Nowęcinie, w zupełnie nowym Siedlisku na wydmach. To kompleks pięciu domków, z czego cztery przeznaczone są dla 4 gości (dwa mają saunę), a jednym mieści się dwuosobowy apartament. Każdy domek ma własny taras i jest w pełni wyposażony. Na dole mieści się salon z aneksem kuchennym, a na górze dwa pokoje, jeden z dwoma łóżkami pojedynczymi, drugi z łóżkiem małżeńskim.

Mamy już dość spore doświadczenie z wynajmem domków i mieszkań i muszę przyznać, że Siedlisko na wydmach urzekło mnie przede wszystkim fantastycznym designem, dbałością o szczegóły i funkcjonalnością. To miejsce idealne dla rodzin z dziećmi, na życzenie dostępne są barierki zabezpieczające na schody oraz łóżeczka i krzesełka dziecięce. Na dzieciaki czeka plac zabaw z prawdziwym piaskiem, zabawki, gry i książki. Są też hamaki i grill (dla każdego domku). Domki są bardzo dobrze wyciszone, i ustawione w taki sposób, ze siedząc na tarasie nie widzimy sąsiadów.

W samym Nowęcinie, położonym nad jeziorem Sarbsko, odwiedziliśmy też wspaniałą Stadninę Koni Maciukiewicz (3 minuty od Siedliska na wydmach), w której Staś miał lekcje i pierwszy raz jeździł kłusem!

Planowaliśmy też wypożyczenie kajaków i pływanie po jeziorze, finalnie jednak nie starczyło nam czasu. Może następnym razem, bo do Słowińskiego Parku Narodowego wrócimy na pewno!

Podobne wpisy

6 komentarzy

  1. Wpis pojawił się akurat w czasie
    Naszego pobytu nad morzem. Dziś ruszamy na pierwsza wyprawę na wydmy. Bardzo dziękuje za inspiracje!

  2. Ależ ma Pani przepiękne kreacje! Tyle kolorów!! Można wiedzieć słać są te kolorowe spodnicospodnie/spódnice na zdjęciach? Jestem zachwycona! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *