Park Krajobrazowy Doliny Bobru – Dolny Śląsk

Dolny Śląsk to dla mnie region szczególny. W dzieciństwie każde wakacje spędzałam we Wleniu, niewielkim miasteczku niedaleko Jeleniej Góry, do którego po wojnie została przesiedlona moja Babcia. Do Wlenia jeżdżę nieprzerwanie do dziś, ale o tym później. Gdy ponad 10 lat temu po raz pierwszy zabrałam Łukasza w te okolice (jechaliśmy 11 godzin nocnym PKS-em z Warszawy), mój przyszły mąż stwierdził, że to miejsce, w którym czas się zatrzymał. Muszę przyznać, że jest w tym trochę racji:) Chociaż przez ostatnie lata ta część Dolnego Śląska niesamowicie się rozwinęła, powstaje mnóstwo przepięknych agroturystyk i kolejnych atrakcji turystycznych, mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy tu jestem, odbywam podróż w czasie. Z jednej strony jest to z pewnością podróż sentymentalna, z drugiej, bardzo charakterystyczna architektura regionu sprawia, że można poczuć się jak w przedwojennym pruskim miasteczku.

Spis treści

Dolina Bobru

W tym wpisie chciałabym się skupić głównie na Parku Krajobrazowym Doliny Bobru i pokazać Wam jakie piękno kryją w sobie te okolice. Dla uściślenia, Dolina Bobru to obszar ochronny parku wraz z otuliną, obejmujący tereny rzeki Bóbr o długości 42 km od Jeleniej Góry do Lwówka Śląskiego.

W samym centrum Doliny Bobru, w zakolu rzeki Bóbr, leży niewielki Wleń. Jak już wspominałam wyżej, z miasteczkiem związana jestem od dziecka. To tutaj w 1947 roku została przesiedlona moja Babcia, która wojnę spędziła we Lwowie. Podobnie jak dziesiątki innych Polaków z tamtych terenów, zamieszkała w poniemieckim domu, w którym poprzedni właściciele pozostawili nie tylko swoje meble, ale także część rzeczy osobistych, często zakopanych w przydomowych ogródkach. We Wleniu urodziła się moja mama i dopiero w szkole średniej przeniosła się do Krakowa, który oczarował ją podczas wakacji u swojej babci. Dla mnie Wleń był od zawsze drugim domem, w którym spędzałam wakacje, a gdy dziadkowie byli już starsi, także każde Święta. Już pod koniec podstawówki, a potem w liceum i na studiach wsiadałam sama w pociąg (najpierw z Krakowa, a potem z Warszawy) i ruszałam do ukochanej Babci Kasi. Miałam to ogromne szczęście, że moja Babcia żyła 91 lat i zdążyła poznać nie tylko mojego męża, ale też Stasia i Tomka. Pomimo, że większość życia spędziła w malutkim Wleniu (dziś miasteczko liczy niecałe 1800 mieszkańców) i nie miała zupełnie możliwości podróżowania, Babcia zawsze z ogromnym zainteresowaniem słuchała o moich zagranicznych wojażach i na ile mogła starała się mnie wspierać. I mimo faktu, że wojna odebrała jej szansę na dalszą edukację, moja babcia była jedną z najmądrzejszych osób jakie znałam. Będąc nastolatką to właśnie jej zwierzałam się z moich rozterek i kłopotów w relacjach z rodzicami. Powtórzę jeszcze raz, miałam ogromne szczęście – miałam najlepszą babcię na świecie!

Historia kołem się toczy. Dziś moje dzieci jeżdżą na wakacje do dziadków we Wleniu. Kilka lat temu, moja mama kupiła niewielki domek na tej samej uliczce, na której przyszła na świat w domu swoich rodziców. Domek jest z końca XVIII wieku i po latach remontów, mimo krzywych ścian i podłóg prezentuje się cudnie. A jak pytam dzieciaki (które, jak wiecie, trochę świata już zwiedziły), gdzie najbardziej chciałyby pojechać, to odpowiedź jest zawsze ta sama. Do Wlenia:)

Wleń

Skoro już poznaliście historię mojej rodziny (przynajmniej tę po kądzieli), mogę wrócić do atrakcji Wlenia:) Największym zabytkiem miasteczka są położone na Górze Zamkowej ruiny Zamku Wleń (Lenno). To jeden z najstarszych zamków murowanych w Polsce, którego początki sięgają panowania Bolesława I Wysokiego (koniec XII wieku). Z Wlenia do ruin Zamku możecie dostać się na dwa sposoby – pieszo (trasa przez las długości około 1 kilometra) lub samochodem. Z wieży Zamku rozciąga się przepiękny widok na całą Dolinę Bobru, a w pogodne dni możecie dojrzeć nawet zaśnieżone szczyty Karkonoszy. Polecam bardzo wieczorny spacer z przewodnikiem i pochodniami, którego  zwieńczeniem jest ognisko pod wieżą zamkową. Aktualne informacje znajdziecie na stronie internetowej Zamku https://zameklenno.pl/. Na wleńskim rynku (Plac Bohaterów Nysy) warto  zatrzymać się na moment przy klasycystycznym budynku Ratusza (codziennie w południe z ratuszowej wieży rozbrzmiewa hejnał Wlenia) i Pomniku Gołębiarki (miasto było znane z targów gołębiami, które odbywały się tu w Środę Popielcową aż do XVIII wieku) wzniesionym z okazji 700-lecia założenia miasta. Naprzeciwko pomnika możecie wpaść na pyszną kawę i ciacho do Gołębiarka Café. We Wleniu działa też niewielki Browar Dolina BoBRU, w którym możecie kupić lokalne piwa kraftowe. Jeżeli jesteście fanami nietoperzy to koniecznie odwiedźcie Kościół Św. Mikołaja Biskupa, na którego poddaszu nocki duże tworzą największą w Polsce kolonię tego gatunku. Tuż obok znajdują się ruiny kościoła ewangelickiego, które pokazała mi Babcia (niestety budynek jest w takim stanie, że łatwo go przeoczyć). O dwóch wleńskich pałacach napiszę pod koniec, jak będę Wam polecała miejsca, w których warto się zatrzymać. Jeszcze tylko wspomnę, że nową atrakcją miasteczka jest przejazd drezyną, jedyną w Polsce, której trasa  prowadzi przez tunel. Chyba też jedyną ciągniętą przez samochód;)

Jelenia Góra i Cieplice

Do malowniczo położonej na skraju Karkonoskiego Parku Narodowego Jeleniej Góry warto wpaść na kawę lub obiad do jednej z knajpek na Rynku. Jeleniogórski Plac Ratuszowy to jeden z najlepiej zachowanych rynków Dolnego Śląska.  W podcieniach kolorowych barokowych i rokokowych kamienic powstało w ostatnich latach kilka całkiem przyjemnych kawiarni i restauracji. Niestety poza Rynkiem, miasto sprawia wrażenie nieco wyludnionego. Jelenia Góra może stanowić dobrą bazę wypadowa do zwiedzania Doliny Bobru. Wiele pieszych i rowerowych szlaków turystycznych ma swój początek w mieście (np. Borowy Jar).

Cieplice, obecnie będące częścią Jeleniej Góry, do 1976 roku funkcjonowały jako osobne miasto Cieplice Śląskie-Zdrój. To najstarsze w Polsce uzdrowisko słynie z leczniczych źródeł termalnych, których temperatura sięga 90 stopni Celsjusza. Polecam bardzo spacer po położonym nieopodal głównego deptaku Parku Zdrojowym, zrewitalizowanym w 2012 roku, i znajdującym się tuż obok Parku Norweskim. Dla fanów staroci ogromną gratką będzie wizyta na cieplickim pchlim targu (czynny w sezonie w każdą niedzielę). Znajdziecie na nim naprawdę wszystko – stare meble, zabawki, ubrania, sprzęty gospodarstwa domowego, płyty winylowe, poniemiecką porcelanę, a także chemię i słodycze zza zachodniej granicy:)

Lubomierz

Maleńki Lubomierz, którego historia sięga XIII wieku, dziś kojarzy się przede wszystkim z filmem Sami Swoi Sylwestra Chęcińskiego oraz z odbywającym się corocznie w miasteczku Ogólnopolskim Festiwalem Filmów Komediowych. Nawet jeśli nie jesteście fanami Kargula i Pawlaka (mają tu swoje muzeum) warto odwiedzić Lubomierz dla wspaniałego barokowego Kościoła św. Maternusa, który stanowi najważniejszy zabytek miasteczka. Bardzo polecam zwiedzanie świątyni z przewodnikiem (w każdą sobotę o godzinie 10), podczas którego można podziwiać pozostałości po wcześniejszej budowli gotyckiej (w tym zakrystię), krużganki, kaplicę z relikwiami oraz tzw. „chór mniszek” czyli kaplicę za ołtarzem głównym, pierwotnie dostępną tylko siostrom benedyktynkom, które obowiązywała klauzula. To właśnie tutaj znajdują się unikatowe na skalę światową szklane relikwiarze ze szczątkami męczenników – świętego Benigniego i Viktorisa.

Jezioro Pilchowickie

To zdecydowanie jedno z moich ulubionych miejsc spacerowych w Dolinie Bobru. Jezioro jest sztucznym zbiornikiem wodnym, powstałym po wzniesieniu zapory na rzece Bóbr (budowa w latach 1903-1912, w uroczystym otwarciu uczestniczył Cesarz Wilhelm II Hohenzollern). Zapora Wodna Pilchowice jest drugą co do wielkości zaporą w Polsce (wyższa jest jedynie ta nad Jeziorem Solińskim w Bieszczadach). Polecam spacer po długiej na 270 metrów koronie zapory, z której rozpościera się przepiękny widok na jezioro i okoliczne lasy, a także na znajdującą się poniżej elektrownię wodną. Spacerem wzdłuż nieczynnych już torów możecie dotrzeć do słynnego mostu kolejowego w Pilchowicach, który miał zostać wysadzony w powietrze w najnowszym Mission Impossible. Na szczęście po licznych protestach twórcy filmu zrezygnowali z tego pomysłu. Most, dziś już wpisany do rejestru zabytków, jest niestety w dość opłakanym stanie. Wejście na niego, z uwagi na niebezpieczeństwo, jest wzbronione. Mam nadzieję, że znajdą się fundusze na rewitalizację nie tylko mostu, ale całej niesamowicie malowniczej trasy kolejowej z Jeleniej Góry do Lwówka Śląskiego. Idąc od zapory do mostu możecie również zajrzeć do tunelu kolejowego, a nawet przejść na jego drugą stronę. W sezonie, przy dawnej stacji kolejowej, działa wypożyczalnia kajaków i innego sprzętu wodnego. Widok wysokiej na 62 metry zapory robi z dołu naprawdę ogromne wrażenie!

Gdybyście jednak bardzo chcieli połazić po nieczynnym moście kolejowym, to warto zatrzymać się na chwilę przy kolejnej stacji , Pilchowice-Nielestno. Jak się ładnie uśmiechniecie do mieszkającego tam pracownika kolei, który jednocześnie sprawuje pieczę nad samą stacją i mostem, to z pewnością pozwoli Wam na krótki spacer i parę fotek;)

Jezioro Wrzeszczyńskie

To kolejne sztuczne jezioro na rzece Bóbr, powstałe w latach 30. XX wieku, wraz z zaporą i niewielką elektrownią. Chociaż widoki z zapory nie są tak imponujące jak w Pilchowicach, warto wybrać się na spacer lub wycieczkę rowerową. Idąc leśną ścieżką wiodącą cały czas wzdłuż linii brzegowej, możecie dojść do Siedlęcina (o którym piszę poniżej) i z powrotem. Cała trasa długości 11,5 km tworzy pętlę i jest dość łagodna (polecam raczej nosidło niż wózek).

Wieża Książęca w Siedlęcinie

W niewielkim Siedlęcinie, dawnej wsi rycerskiej, znajduje się czternastowieczna wieża mieszkalna, stanowiąca jeden z najcenniejszych zabytków średniowiecznej architektury świeckiej w Polsce. Ufundowana prawdopodobnie przez Henryka I – księcia jaworskiego, została zbudowana w latach 1313-1315. Wnętrza trzeciej kondygnacji wieży zdobią malowidła (wykonane w technice al  secco – polegającej na nakładaniu farby na suchy tynk) opowiadające historię sir Lancelota z Jeziora – najbardziej znanego rycerza Okrągłego Stołu. Są to najstarsze w Polsce sceny ścienne o tematyce świeckiej i jednocześnie jedyne na świecie malowidła o tej tematyce zachowane w miejscu powstania. W sezonie letnim w Wieży Książęcej organizowane są koncerty muzyki dawnej, a także warsztaty rękodzielnicze, kulinarne i fotograficzne.

Perła Zachodu nad Jeziorem Modre

Położony pomiędzy Jelenią Górą a Siedlęcinem zbiornik wodny Jezioro Modre powstał w latach 20. XX wieku, w wyniku spiętrzenia rzeki Bóbr przez tamę, przy której uruchomiono elektrownię wodną. Drewniana gospoda z lat 30., dziś działająca jako obiekt PTTK Gościniec Perła Zachodu, specjalizuje się w organizacji wesel i w sezonie nie może narzekać na brak turystów. Radzę przymknąć oko na wystrój (wystarczy usiąść na zewnątrz) i raczej zamówić kawę, niż danie główne, i po prostu rozkoszować się widokiem. Polecam bardzo spacer przez kładkę, a następnie wzdłuż linii brzegowej jeziora. Dla maluchów konieczne nosidła, z wózkiem nie ma szans, bywa stromo i dość wąsko.

Ostrzyca

Chcecie zabrać dzieci na wulkan? Przyjeździe na Dolny Śląsk! Najwyższe wzniesienie na Pogórzu Kaczawskim, nazywane dumnie śląską Fudżijamą, znajduje się nieopodal wsi Proboszczów i należy do tzw. Krainy Wygasłych Wulkanów. Aby dotrzeć na położony na wysokości 501 m n.p.m. szczyt Ostrzycy musicie pokonać 445 bazaltowych stopni. Z neku, czyli kominu wulkanicznego, rozpościera się przepiękna panorama na Sudety Zachodnie. Chociaż Ostrzyca tak naprawdę nie jest wygasłym wulkanem, a wzgórzem pochodzenia wulkanicznego, nasi chłopcy w każde wakacje przynajmniej raz wędrują z dziadkiem na „wulkan”. Na szczycie, jakimś tajemniczym zrządzeniem losu, zawsze znajdują ukryte między bazaltowymi skałami batoniki:)

Pławna Dolna

Położona na trasie między Wleniem a Lwówkiem Śląskim Pławna to miejsce wyjątkowe na mapie Dolnego Śląska. Znajdziecie tu Zamek Legend Śląskich, Gród Rycerski, ogromnych rozmiarów  Arkę Noego, Muzeum Przesiedleńców i Wypędzonych, a nawet drewnianego konia trojańskiego, do którego wnętrza możecie wejść. A wszystko za sprawą jednego człowieka – artysty i wizjonera, Dariusza Milińskiego. Urodzony w Cieplicach Miliński, z zawodu artysta-plastyk, wiele lat temu osiadł na stałe w Pławnej, gdzie założył grupę artystyczną Pławna 9. Poza malowaniem obrazów i pracą nad spektaklami teatralnymi, wystawianymi na festiwalach w Polsce i za granicą, artysta stworzył w Pławnej coś na kształt autorskiej wioski artystycznej, która z roku na rok się rozrasta i zyskuje nowe, często zaskakujące elementy. Zaczęło się od Zamku Legend Śląskich, w którym drewniane marionetki wielkości człowieka, animowane przez aktorów, opowiadają historię Ducha Gór i inne dolnośląskie legendy. Od razu ostrzegam, że wnętrze zamku jest dość ciemne, a część lalek (i historii przez nie opowiadanych) jest całkiem mroczna, a momentami nawet przerażająca. Nasi chłopcy byli zachwyceni, ale z niespełna trzyletnią Agatką musiałam kilka raz wyjść na zewnątrz, żeby mogła nieco ochłonąć. Na zamkowym dziedzińcu, w odtworzonych dawnych warsztatach rzemieślniczych, odbywają się ceramiczne i litograficzne zajęcia dla dzieci. Po drugiej stronie ulicy, w Galerii Miliński, czyli atelier artysty, możecie nie tylko podejrzeć pana Dariusza przy pracy, ale też kupić jego obrazy. Tutaj też napijecie się pysznej kawy, a w sezonie zjecie obiad. Tuż obok powstał Średniowieczny Gród Rycerski, z królującym nad nim władcą Karkonoszy – Duchem Gór, do którego głowy możecie wejść i spojrzeć na Góry Izerskie jego oczami:)  Nieco dalej, przy barokowym Kościele św. Tekli, artysta wybudował drewnianą Arkę Noego długości 40 metrów, która mieści muzeum sztuki sakralnej. W położonej kilometr dalej Pławnej Górnej polecam bardzo odwiedzić Muzeum Przesiedleńców i Wypędzonych. Urządzone w XVIII wiecznym domu szewca muzeum przedstawia historie mieszkańców wsi, zarówno tych, którzy mieszkali na tych terenach przed 1945 rokiem, jak i tych przesiedlonych z dawnych Kresów. Poza eksponatami znalezionymi na strychach, w stodołach i ogródkach mieszkańców Pławnej, możemy obejrzeć kilka izb, w których naturalnej wielkości lalki, stworzone przez Milińskiego, pokazują jak kiedyś wyglądała śląska kuchnia, czy warsztat szewski. Chociaż nagromadzone w Pławnej, wszechobecne dzieła artysty mogą na pierwszy rzut oka robić wrażenie nieco nielogicznej zbieraniny wielkogabarytowych tworów, warto pamiętać, że wizja artystyczna Dariusza Milińskiego spotyka się od lat z ogromnym entuzjazmem mieszkańców wsi, która dzięki artyście stała się jedną z najbardziej oryginalnych atrakcji Dolnego Śląska.

Poza Doliną Bobru W tym wpisie, dla mnie zupełnie wyjątkowym, chciałabym Wam pokazać też kilka świetnych miejsc, które geograficznie znajdują się poza Parkiem Krajobrazowym Doliny Bobru, ale są na tyle blisko, ze nie warto ich pomijać będąc w tych rejonach Dolnego Śląska.

Świeradów-Zdrój

Jak sama nazwa wskazuje Świeradów Zdrój to miejscowość uzdrowiskowa, która dzięki swojemu wyjątkowemu klimatowi i zasobom naturalnych surowców leczniczych, przyciągała kuracjuszy już od XVII wieku. Dziś, malowniczo położony w Górach Izerskich Świeradów, w którym zachowało się mnóstwo charakterystycznej dla regionu zabudowy, to idealne miejsce na lekkie wędrówki górskie wiosną i latem, a białe szaleństwo zimą. Polecam zacząć od wyprawy koleją gondolową na Stóg Izerski. Spod znajdującego się przy górnej stacji kolejki schroniska PTTK (przepiękne widoki na okolicę) możecie wyruszyć na spacer jednym ze szlaków, na przykład do przejścia granicznego z Czechami – Smrk. Jeżeli nie chcecie wracać gondolkami do Świeradowa, to do miasteczka możecie się dostać z powrotem asfaltową drogą (zero aut, z wózkiem bez problemu) długości około 5 km. Na zasłużony odpoczynek i pyszny deser zatrzymajcie się w  Domu Zdrojowym, jednej z największych atrakcji miasteczka. Położony w Parku Zdrojowym, zabytkowy obiekt podzielony jest na dwa budynki, które łączy najdłuższa na Dolnym Śląsku (80m) modrzewiowa Hala Spacerowa. W środku, poza pijalnią wód (niestety nasze dzieci nie doceniły walorów smakowych ani wartości mineralnych), znajduje się niewielka scena koncertowa, kilka lokalnych sklepików  i bardzo klimatyczna Kawiarnia Bohema, w której zawsze robimy przerwę na ciacho albo lody. O Świeradowie zrobiło się ostatnio głośno, a wszystko za sprawą powstałej na zboczu góry Świeradowiec wieży widokowej ze ścieżką w chmurach. Sky Walk jest największą tego typu konstrukcją w Polsce, z tarasem widokowym na wysokości 55 metrów i ponad stumetrową zjeżdżalnią. Następnym razem na pewno przetestujemy.

Bolesławiec

Ceramikę bolesławiecką kojarzy chyba każdy, ale nie wszyscy wiedzą, że w Bolesławcu można samodzielnie ją stworzyć! W Żywym Muzeum Ceramiki, działającym przy jednej z manufaktur (w Bolesławcu jest ich kilka) organizowane są warsztaty dla dorosłych i dzieci, podczas których możecie ozdobić wybrane naczynie tradycyjną metodą stempelkową. Ta opcja dotyczy warsztatów jednodniowych. W przypadku warsztatów trzydniowych uczestnicy zaczynają od pracy z gliną, a następnie przechodzą przez kolejne etapy produkcji. Gotowe, wypalone naczynia po około dwóch tygodniach wysyłane są właścicielom. Nasi chłopcy byli na warsztatach z dziadkiem, tak że niestety nie mam żadnych zdjęć, ale samodzielnie zdobiony wazonik i miseczka na pyszności stanowią jedne z najulubieńszych elementów naszej pokaźnej bolesławieckiej kolekcji. Żywe Muzeum Ceramiki to nie tylko warsztaty, ale przede wszystkim możliwość zwiedzenia manufaktury z przewodnikiem i prześledzenia krok po kroku każdego etapu produkcji naczyń kamionkowych.  Będziecie świadkami tworzenia masy ceramicznej, odlewania form, toczenia, wypalania, zdobienia, szkliwienia i ostatecznego wypalania naczyń. Dla mnie zwiedzanie muzeum było fascynującym doświadczeniem, a chłopaki za każdym razem jak jesteśmy we Wleniu pytają, czy możemy znów jechać do Bolesławca. Jeżeli chodzi o zakupy, to polecam bardzo kiermasz „naczyń wybrakowanych” działający przy Zakładach Ceramiki Bolesławiec (ul. Kościuszki 11), najstarszej manufakturze w mieście. Większość naszej kolorowej zastawy stołowej pochodzi właśnie z kiermaszu i składa się z naczyń, które nie przeszły ostatecznej kontroli jakości. Każdy talerz czy miseczka ma jakiś defekt (niezauważalny dla niewprawnego oka, bo dotyczy zwykle samego zdobienia), który znacząco obniżył cenę produktu. Jak już będziecie po zwiedzaniu muzeum i zakupach, koniecznie zajrzyjcie na bolesławiecki rynek, pełen odnowionych pastelowych kamieniec, ogródków kawiarnianych i nowo posadzonych drzewek. Co roku, w sierpniu, w Bolesławcu odbywa się Święto Ceramiki. Rynek zamienia się wtedy w ogromny jarmark z dziesiątkami stoisk lokalnych manufaktur, festiwalowi towarzyszą liczne warsztaty i pokazy.

Kolorowe Jeziorka

Położone na terenie Rudawskiego Parku Krajobrazowego Kolorowe Jeziorka to zespół czterech zbiorników wodnych, powstałych na terenie dawnej kopalni pirytu. Wydobywany od 1785 roku piryt służył do produkcji kwasu siarkowego. Na początku XX wieku kopalnię zamknięto, a spływająca po zboczach woda (pełna występujących w tutejszych skałach i glebie specyficznych związków chemicznych) wypełniła wyrobiska pokopalniane. W ten sposób powstały cztery jeziorka, z których każde ma inna barwę (żółte, purpurowe, błękitne i zielone). Wzdłuż jeziorek wiedzie ścieżka dydaktyczna (z wózkiem nie da rady), która prowadzi na szczyt Wielkiej Kopy, około 1,2 km od ostatniego, zielonego jeziorka. To świetne miejsce dla małych poszukiwaczy przygód i jednocześnie idealna sceneria pod sesje zdjęciowe, zarówno profesjonalne, jak i te na potrzeby Instagrama;) Dlatego przygotujcie się na dzikie tłumy, zwłaszcza w letnie weekendy. My byliśmy w zeszłym roku w długi weekend bożociałowy i naprawdę ciężko było zrobić zdjęcie bez miliona ludzi wokół. Dlatego jeżeli macie taką możliwość wybierzcie się w tygodniu, najlepiej poza sezonem. Warto też pamiętać, że nie zawsze we wszystkich jeziorkach jest woda, po dłuższych okresach bez deszczu żółte i zielone jeziorka bywają całkiem suche.

Miedzianka

Wyjątkowość Miedzianki polega na tym, że jej nie ma. To niewielkie miasteczko położone nieopodal Jeleniej Góry, niegdyś prężnie działający ośrodek górnictwa, dosłownie zapadło się pod ziemię. Malowniczo położona na wzgórzu Miedzianka, która do 1945 roku miała prawa miejskie, była kiedyś najwyżej położonym miastem Sudetów. Mieszkańcy trudnili się głównie wydobyciem miedzi, w Miedziance działał także browar, słodownia i gorzelnia. Miasto przetrwało II Wojnę Światową nietknięte, zmienili się jedynie mieszkańcy. Ci nowi, przybysze dawnych Kresów, znaleźli pracę przy wydobyciu uranu, którego złoża odkryli Sowieci. I tak rozpoczął się powolny upadek Miedzianki. Kolejne eksploatowane ponad miarę szyby kopalniane zaczęły się zapadać, a pracujący w nich górnicy, nieświadomi śmiertelnego niebezpieczeństwa, coraz częściej chorowali. Do 1954 roku wydobyto w Miedziance 600 ton uranu, w całości odesłanego do Związku Radzieckiego. W latach 60. podjęto decyzję o likwidacji miasteczka i zakazano remontu domów. Ostatni mieszkańcy zostali przesiedleni do Jeleniej Góry w 1972 roku, a większość budynków wyburzono. Miasto praktycznie zniknęło z powierzchni ziemi. Dziś Miedzianka przyciąga coraz więcej zainteresowanych jej historią turystów, a wszystko za sprawą fantastycznego debiutu reporterskiego Filipa Springera Miedzianka Historia znikania (2011). Springer przez ponad dwa lata zbierał materiały do reportażu, rozmawiał z byłymi mieszkańcami miasteczka i ich potomkami, próbował rozwikłać tajemnice skrywane w zasypanych szybach kopalni. Książkę polecam Wam bardzo, czyta się ją z zapartym tchem, a tragiczne losy prawdziwych postaci na długo zapadają w pamięć. Od 2015 roku w Miedziance działa również restauracyjny Browar Miedzianka, z którego tarasu rozciąga się przepiękny widok na góry. Browar dysponuje też bazą noclegową, moim zdaniem po lekturze książki Springera, to zdecydowanie najlepsze miejsce na nocleg i chwilę zadumy pod gwiazdami karkonoskiego nieba.

Gdzie się zatrzymać?

Tak jak pisałam we wstępie, na Dolnym Śląsku w ostatnich latach powstało mnóstwo przepięknych agroturystyk. Ich właściciele, często z ogromną dbałością o szczegóły, starają się tchnąć nowe życie w dawne niemieckie domy i pałace, przerabiają stare stodoły na nowoczesne budynki mieszkalne, przywracają blask zrujnowanym budynkom gospodarczym. Mam wrażenie, że w tych rejonach dużo rzadziej buduje się nowe bazy noclegowe od podstaw, świadomi historii właściciele nieruchomości (często sami pochodzący z okolic) podchodzą z szacunkiem do spuścizny nie tylko swoich przodków, ale też do przedwojennych, niemieckich mieszkańców. Nie zawsze jednak tak było. Jeżeli jesteście szerzej zainteresowani tematem, polecam książkę Karoliny Kuszyk Poniemieckie. Pochodząca z Legnicy autorka, w sposób niezwykle osobisty i głęboki, przygląda się biografiom poniemieckich domów i losom ich polskich spadkobierców. Ogromną zaletą Dolnego Śląska, poza oczywistymi walorami krajobrazowymi i historycznymi, jest również fakt, że w przeciwieństwie do Małopolski, czy Podhala, miejscowości tutaj są położone z dala od siebie, nie ciągną się kilometrami wzdłuż głównych dróg. Dzięki temu można naprawdę odetchnąć od miasta i znaleźć fantastyczny nocleg z dala od skupisk ludzkich, wśród ciszy i natury. Jak się domyślacie my przeważnie nocujemy po prostu u siebie, a raczej u moich rodziców, we Wleniu. Niemniej jednak jest kilka miejsc w okolicy, które mieliśmy przyjemność odwiedzić i które z całego serca mogę Wam polecić.

Polna Zdrój (Wleń)

Jeżeli kiedykolwiek szukaliście nietuzinkowego, kameralnego miejsca na wesele, to z pewnością jedną z pierwszych miejscówek, na które się natknęliście, była Polna Zdrój. Dom gościnny prowadzony przez Magdę i Mateusza Trojanowskich zachwyca pięknymi wnętrzami, w których zadbano o każdy szczegół, doskonałą autorską kuchnią, tarasem z widokiem na Dolinę Bobru. Przede wszystkim urzeka jednak niepowtarzalnym klimatem, który właściciele stworzyli tu dla siebie i swoich gości. Ale nie zawsze było tak różowo. Gdy Magda i Mateusz zdecydowali się na przeprowadzkę z Warszawy i zakup siedliska na Polnej, dom był w stanie ruiny. Jak wspomina Magda w swojej książce Slow Life z widokiem na Śnieżkę, czyli Polna Zdrój, gdyby nie fakt, że Mateusz jest architektem, pewnie nigdy nie zdecydowaliby się na tę inwestycję. Dziś Polna Zdrój to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych agroturystyk w rejonie. Polecam bardzo, nie tylko na wesele:)

Taras Tarczyn (Tarczyn)

Ponad ćwierć wieku temu, Holender Urian Hopman, z zawodu projektant, malarz i ogrodnik wychowany na farmie tulipanowej, odnalazł w Tarczynie swoje miejsce na ziemi. Kupił zrujnowaną gospodę z najpiękniejszym widokiem na Sudety i stworzył, praktycznie od zera, swoje dolnośląskie siedlisko. W Tarasie Tarczyn wszystko jest przemyślane. Każdy element wystroju, mimo, że często pochodzi z różnych stron świata, idealnie komponuje się z pozostałymi. Na gości czekają dwa przepięknie urządzone apartamenty (jeden dwuosobowy, drugi mogący pomieścić nawet 9 osób). Możecie też przyjechać z własnym namiotem, a w sezonie spać w rozłożonej przed stodołą jurcie! Latem odbywają się w Tarczynie przeróżne koncerty i warsztaty, które przyciągają nie tylko polskich, ale i zagranicznych miłośników sztuki. Urian jest osobą niezwykle gościnną, chętnie opowiada o historii swojego siedliska i fascynacji Dolnym Śląskiem. Taras Tarczyn to prawdziwa perełka Doliny Bobru, gwarantuję, że zachwyci Was tak samo jak mnie!

Pałac Książęcy (Wleń)

Pałac Książęcy to dla mnie miejsce szczególne, ponieważ to właśnie tutaj moi dziadkowie mieli przyjęcie weselne! Wybudowany w XVI wieku pałac wielokrotnie zmieniał właścicieli i swój pierwotny, barokowy kształt. W latach powojennych mieściła się tu siedziba dyrekcji PGR-u, a później ośrodek kolonijno-wypoczynkowy. Zrujnowany, przeznaczony do rozbiórki budynek uratował dyrektor Zakładu Transportowego Poczty Polskiej, który postanowił pałac wyremontować. W 2004 roku trafił do nowego właściciela, pochodzącego z Trójmiasta Sławomira Osieckiego, który wraz żoną pasjonuje się kolekcjonowaniem i odnawianiem starych mebli. I tak stopniowo Pałac Książęcy odzyskał dawną świetność. Na gości czekają  pałacowe komnaty i pokoje na poddaszu. W znajdującej się na miejscu restauracji można  zamówić śniadania i obiadokolacje. Państwo Osieccy organizują także wystawy i spotkania literackie związane z historią Pałacu i Wlenia

Pałac Lenno (Wleń-Łupki)

Pałac Lenno to kolejna perełka Doliny Bobru uratowana przed popadnięciem w całkowitą ruinę przez pasjonata zza granicy, który zakochał się w tych terenach. Dwadzieścia lat temu, Luc Vanhauwaert, z pochodzenia Flamand, kupił znajdujący się u podnóża Zamku Wleń siedemnastowieczny pałac wraz z przylegającymi do niego zabudowaniami. Nie sposób opisać ogromu pracy, jaki Luc włożył przez ten czas w remont całego kompleksu pałacowego, zdecydowanie jednego z najpiękniej położonych na Dolnym Śląsku. Dziś, wspólnie z Bernadettą, zaprasza Was w swoje progi. Na gości czekają cztery przepiękne apartamenty w Domu Gościnnym pod Zamkiem Wleń oraz nieco skromniejsze pokoje w dawnym budynku kolonii młodzieżowej (Pension Lenno). Mieliśmy okazję spać w jednym z apartamentów trzy lata temu, kiedy mój tata organizował w Pałacu Lenno festiwal freejazzowy. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść;) Jeśli będziecie nocować gdzie indziej, to przy okazji spaceru na Górę Zamkową wpadnijcie koniecznie do pałacowej kawiarenki Cafe Lenno. Zapewniam Wam, że tutejszy sernik będzie Wam się śnił po nocach.

Wozownia nad Bobrem (Nielestno)

Wozownia to miejsce stosunkowo nowe na mapie dolnośląskich agroturystyk. Gospodarz Mietek własnoręcznie odrestaurował niszczejący dom swoich dziadków i wraz z Dominiką sprawił, że Wozownia odzyskała swój dawny blask. Do dyspozycji gości są trzy pokoje (jeden dwuosobowy i dwa pięcioosobowe z antresolą). Na parterze znajduje się przestrzenna ogólnodostępna kuchnia. Ogromnym atutem Wozowni nad Bobrem jest fakt, że Mietek od lat organizuje spływy kajakowe po Bobrze, a przystań mieści się dosłownie po drugiej stronie ulicy. My za każdym razem będąc we Wleniu staramy się choć raz popłynąć z dziećmi na kajakach. Za każdym razem wybieramy coraz dłuższą trasę. Na pierwszy raz lub dla osób z małymi dziećmi, polecam trzykilometrowy spływ z Nielestna do Wlenia. Bardziej wprawieni kajakarze mogą popłynąć do Lwówka Śląskiego. Nawet jeśli nie zdecydujecie się na nocleg w Wozowni, polecam bardzo skorzystanie z miejscowych kajaków (Tęczowe Spływy).

Pałac Brunów (Brunów)

Jeżeli chodzi o hotele, to miejscem, które z czystym sumieniem mogę Wam polecić jest Pałac Brunów. Mieliśmy okazję nocować w pałacu kilka lat temu, przy okazji wesela mojej kuzynki. Składający się z trzech budynków odrestaurowany dworek otoczony jest przez piękny ogród i park. Pierwszy budynek rezydencjonalny stanął w Brunowie w XV wieku, a obecny pałac pochodzi z początków XX wieku. W 1933 roku pałac trafił w ręce nazistów, którzy w rezydencji urządzili szkołę sportową Hitlerjugend. Częściowo zniszczony i zrabowany po II Wojnie Światowej stał się własnością Skarbu Państwa, w którym otwarto ośrodek kolonijny. Na początku XXI wieku, dzięki prywatnemu właścicielowi, Pałac Brunów odzyskał dawny blask. Pokoje hotelowe są gustownie urządzone, na gości czeka również strefa SPA z basenem i restauracja serwująca pyszne jedzenie.

Uff, to tyle z mojej strony:) Na koniec chciałabym zaznaczyć, że jest to mój całkowicie subiektywny przewodnik po ukochanych miejscówkach szeroko pojętego Parku Krajobrazowego Doliny Bobru, który ma do zaoferowania jeszcze dużo, dużo więcej. Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do odwiedzenia tej części Dolnego Śląska. Oczywiście do tematu będę wracać, tak że stay tuned!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *